Podkładał głos ojca Nocte w Final Fantasy 15 i ta postać zginęła, koleś jest chodzącą klątwą.

hahahaha

Ale jest masą filmów w których przeżył. Czemu ludzie muszą gadać o śmiertelności postaci granych przez niego. Moim zdaniem to już dawno stało się nudne.

A rola w serialu Broken. Wspaniała

Przecież w Troji przeżył :)

W Marsjaninie też

W Silent Hill też przeżył

I w "Roninie". Jako Sharpe czy Zeus też przeżył. Te teksty o jego śmierci w każdym filmie to bardziej forma żartu w angielskim stylu.

Z kolei w serialu Frankenstein jednoczesnie zginął, a potem przeżył

sean bean zakrzywia rzecywostość

Swoją zajebistością.

jak ktoś marudzi, że on non stop ginie, to polecam serię Sharpa, naście filmów, Sean piękny i młody :v

Bo grał główna postać, tytułową,jak miał zginąć

Masz rację. Z trzech powodów.
Po pierwsze. Istotnie jest zajebisty.
Po drugie. Wcale nie ginie w każdym filmie.
Po trzecie. Żart o Sean'ie Bean'ie ginie w każdym filmie stał się już dawno bardziej nudny niż żarty o Fiacie Multipli.

To dosyć smutne że nigdy nie doczekałeś się tej wygranej ;)

Tyle że grał nie tylko łotrów i może nawet nie głównie - choćby np. w "Grze o tron" zagrał szlachetną można powiedzieć postać jak na tamto uniwersum i grał ogólnie postacie dramatyczne mogę to też nazwać często. Oczywiście kojarzę też postacie łotrów, ale bardziej chyba te pozytywne role ;).

P.S. Wydaje mi się - choć mogę się mylić - że bardziej pozytywne postacie zaczął grać częściej wraz z wiekiem.